Idą święta
28 listopada 2017„a teraz maj i maj i maj wyświęca ogrody”
5 maja 2018Nie panikuj, upiecz ciasto (albo sobie kup, jeśli pieczenie Cię nie uspokaja)
Dwa dni przed Wigilią, to już ten czas, kiedy z tyłu głowy zaczyna mi błyskać czerwona lampka “Panic!” …no dobra, tak naprawdę to jest to czerwono-złota latarenka… 😉 Uwielbiam święta, ale w ostatniej chwili nachodzi mnie przekonanie, że na pewno z czymś ważnym nie zdążę. Jeszcze nigdy, tak się nie zdażyło, ale kiedyś przecież może, na wszelki wypadek, trochę adrenaliny tylko dodaje smaku świątecznym przygotowaniom 😉
Wczoraj uspokoiło mnie zrobienie marcepanu. Uwielbiam robić marcepan, ale to nie ma nic wspólnego z ceramiką, więc chyba nie będę o tym pisać, natomiast to, do czego na Boże Narodzenie jest mi potrzebny marcepan z ceramiką wiąże się bardzo zgrabnie.
Znacie Mary Berry Fruit Cake? A może pamiętacie taki żart o pieczeniu ciasta, w którym przepis zaczynał się od “Kup dwie butelki whisky…”? To właśnie jest to ciasto. (tylko ja używam brandy.) Ciasto jest niesamowite, robi się go kilka tygodni, a na koniec owija marcepanem. Ja lubię takie ciasto sprezentować przyjaciołom, bo to prezent naprawdę niebanalny, a w tym roku przyjaciółka poprosiła mnie o…trzydzieści jednoosobowych ciasteczek w świątecznych garnuszkach.
Malutkie, jednoosobowe garnuszki robię robię od dawna. Pierwsze zamówienie było dla restauracji, gdzie podają w nich, przepyszne zresztą, zapiekane ukraińskie danie. Te pierwsze były półlitrowe. Oczywiście zrobiłam kilka więcej – okazało się, że poszły w świat jako garnuszki na smalec – czemu nie? Następnym etapem ewolucji garnuszków były takie jak do knajpy, ale do domu – tu doszliśmy do wniosku, że w domowych warunkach lepsze będą dietetyczne, nieco mniejsze. Świetnie się sprawdzają na stole – zajmują mniej miejsca niż talerze, można łatwo wziąć do ręki i jeść z nich bez stołu, jeśli jest ciasno. Pod przykrywkami wolniej stygnie. I w dodatku równie dobrze można ich używać do serwowania potraw zamiast miseczek.
…ale nadają się też świetnie do pieczenia – więc pomysł upieczenia w nich ciasta, które, wiadomo dlaczego, nie powinno parować wydaje się idealny.
Zrobiłam więc trzydzieści cztery garnuszki… Na wszelki wypadek. Wybrałyśmy najbardziej świąteczne z możliwych kolory i, proszę bardzo, są świąteczne ciasteczka dla dorosłych.
Ciasto jest bardzo proste – konfiguracja bakalii nie jest najistotniejsza. Ja za każdym razem coś zmieniam – tym razem zrobiłam tak:
Przepis jest na 30 porcji (ja robiłam dwa razy, ale za drugim razem nie liczyłam dokładnie co wrzucam, więc nie podam proporcji na mniejszą ilość, trzeba podzielić 30), ale nie warto za małego piec, bo dobrze się przechowuje (czy ktoś widział, żeby się brandy zestarzało? Zresztą podobno w Irlandii piecze się podobne ciasto na wesele i jeden krążek “dokarmia” aż do chrzcin).
Dwa dni przed pieczeniem, przynajmniej dwa tygodnie przed jedzeniem potrzebujemy:
- 1 butelka brandy (potem, przy tej liosci ciast ciasta jeszcze 4 😉 )
- 1 kg pomarańcz
- 1.1 kg suszonej żurawiny
- 300 g suszonych wiśni
- 2.3 kg rodzynek, koryntek, sułtanek (fajnie jest jak są różne, bo ładniej wyglądają, ale to nie jest bezwzględnie konieczne)
- 320 g suszonych moreli pokrojonych
Wszystkie owoce wsypujemy do garnka i mieszamy, dodajemy skórkę otartą z pomarańcz oraz sok z nich wyciśnięty, wlewamy brandy (ja wlałam butelkę), przykrywamy, wkładamy do lodówki i czasami, jak się nam przypomni mieszamy. Po dwóch (lepiej byłoby po trzech, ale przecież nie chcemy tyle czekać) dniach bierzemy się dalej do roboty.
Najpierw, żeby się wprawić w dobry nastrój wąchamy owoce z pomarańczami i brandy i już wiemy dlaczego warto było wydać tyle pieniędzy na ciasto 😉 Teraz można się zabrać za pieczenie. Ciasto można oczywiście upiec w tortownicy – na 10 porcji starcza tortownica o średnicy 22 cm (ciasto rośnie tylko troszeczkę), ale dużo wygodniej jest upiec go w ceramicznym naczyniu z pokrywką, wtedy gotowego ciasta nie trzeba będzie owijać dwiema warstwami papieru, owiązywać sznurkiem i zamykać w, możliwie jak najlepiej dopasowanej rozmiarem, puszce.
Garnuszki smarujemy aż po brzegi masłem i wysypujemy mąką. Z nieposmarowanej krawędzi dużo trudniej jest zetrzeć upieczone ciasto, jeżeli przy nakładaniu coś nam kapnie nie tam gdzie trzeba.
- 660 jasnego cukru trzcinowego
- 12 jajek
- 3 łyżki melasy
- 750 g mąki pszennej
- 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 łyżeczki przyprawy do piernika
- 225 g posiekanych migdałów
Optymalnie byłoby, gdyby wszystkie składniki były w temperaturze pokojowej, ale ja sobie takimi drobiazgami nie zawracam zwykle głowy.
Masło i cukier umieszczamy w misie miksera i miksujemy do momentu uzyskania jasnej puszystej masy. Potem po jednym dodajemy jajka, za każdym razem miksując do całkowitego połączenia. Potem dodajemy melasę i znowu miksujemy.
Teraz otwieramy mikser, przesiewamy to tego mąkę z proszkiem do pieczenia i mieszamy wszystko dużą metalową łyżką.
Posiekane migdały mieszamy z nasączonymi owocami i dodajemy do nich otrzymane ciasto, którego nie należy jeść na surowo, chociaż dzięki melasie jest naprawdę pyszne. Nie zrażamy się tym, że wygląda, jakby ciasta było za mało, bo przecież nie o ciasto jako takie tu chodzi, prawda?
Zapomnieliśmy oczywiście rozgrzać piekarnik, ale to nie szkodzi, bo ciasto może chwilę poczekać, zresztą trzeba go rozłożyć do garnuszków, wiec teraz szybciutko rozgrzewamy piekarnik do temperatury 120 stopni celsjusza i zanim się nagrzeje rozkładamy ciasto do wysmarowanych masłem i wysypanych mąką garnuszków. Pieczemy bez pokrywek 4-4.5 godziny. Po mniej więcej 3.5 godz. Sprawdzamy patyczkiem (patyczek wyjęty z ciasta musi być suchy) czy aby nie poszło szybciej. Prawdopodobnie nie, ale szkoda byłoby spalić.
Gotowe ciastka wyjmujemy z pieca, studzimy, i teraz się zaczyna zabawa.
Dla porządku powiem jak powinniśmy zrobić. Powinniśmy mianowicie szczelnie nakryć garnuszki folią, potem pokrywką. I raz w tygodniu miesiącami wlewać do nich po łyżce brandy, ale ponieważ nam się oczywiście spieszy, wykonujemy pierwszą część zaleceń, czyli zapewniamy szczelne przykrycie, ale łyżkę brandy wlewamy codziennie i nakłuwamy ciasto patyczkiem, żeby lepiej przyjmowało alkohol.
Po tygodniu jest wystarczająco nasączone, po dwóch jest doskonałe. Więc, przyjmijmy po dwóch tygodniach, rozwałkowujemy cieniutko marcepan (najlepiej domowy, którego zrobienie jest naprawdę tak satysfakcjonujące, że warto, ale nie jest to konieczne) wykrawamy kółka przykładając pokrywki z garnuszków i nakrywamy ciastka marcepanem, żeby nie zwietrzały. (u mnie wygląda trochę jak pierożek, ale można wyciąć gwiazdkę albo serduszko foremką do ciastek i przykleić na górze odrobiną przegotowanej wody).
Pokrywkę przyklejamy taśmą klejącą, pakujemy w celofan i dajemy w prezencie ukochanej przyjaciółce, albo komuś innemu, kto jest dla nas ważny, bo prezent wyjątkowy.
Ciasto jest świetne również na Sywestra (ja w tym roku biorę takie ze sobą) i w każdych innych okolicznościach, kiedy nie musimy prowadzić samochodu, więc polecam, sprawdzić przed następnymi świętami, warto wiedzieć na pewno, prawda? A! Zapomniałam dodać, że alkohol szkodzi zdrowiu. I cukier. Mąka na pewno też…
Garnuszki kupujemy wiadomo gdzie, w tej chwili, wyjątkowo można jeszcze kupić trzy świąteczne wraz z zawartością. Oczywiście tylko do odbioru osobistego 🙂
2 Comments
Tak, wiem, że na stronie głównej bloga jest urywek z poprzedniego tekstu, ale, ponieważ nie wiem jak temu zaradzić, staram się to znosić z godnością, czego i Państwu życzę..
Jeśli wszystko tak szkodzi,
co z ostatniego zdania wynika
zostaw sobie naczyńko
resztę wwal do śmietnika
W radosnym a nawet świątecznym już nastroju życzę Ci niekończącego się pasma sukcesów … 🙂